Dawne Zawiercie w fotografiach i opowiadaniach

Stefan Stefaski

Władysław Jędrzejewski

Strona główna » Władysław Jędrzejewski

Był on bokserem  wagi ciężkiej i wychowankiem w latach 1954-57   Klubu sportowego „Włókniarz” Zawiercie. Następnie reprezentował „Motor” Łabędy (1957-58), ŁKS „Stal” Łabędy (1959-61) i „Hutnik” Nowa Huta (1962-69). Zakończył karierę w 1970r jako zawodnik KS „Hutnik” Kraków. Był 5-cio krotnym Mistrzem Polski: 1957,1960,1961,1962,1965; Wicemistrzostwo 1958r. Dwukrotny uczestnik Igrzysk Olimpijskich. Rzym 1960-w pierwszej walce przegrał z Danielem Bekkerem(RPA), Tokio1964- w pierwszej walce przegrał przez tko. z Władimirem Jemielianowem (ZSRR). Obydwoje wygrani byli późniejszymi medalistami. Dwukrotny uczestnik ME: 1959r -Lucerna zdobył brązowy medal przegrywając w półfinale z Andriejem Abramowem, Moskwa 1963r w pierwszej walce przegrał z Josefem Nemcem (CSRS) późniejszym mistrzem. Był 22 razy reprezentantem Polski w zawodach międzynarodowych w latach 1957-65 odnosząc 16 zwycięstw i 6 porażek. Dwukrotnie triumfował w Turnieju Przedolimpijskim PZB i „Trybuny Ludu” 1958 i 1965r.W sumie stoczył 230 walk z czego 188wygrał 2 zremisował i 40 przegrał. To co tu było napisane są to „suche” fakty ale przybliżmy  Pana Władysława trochę z innej strony.           Władysław Jędrzejewski ur. 23 kwietnia 1935r. w Zawierciu był synem Józefa i Heleny, spawacz, mierzył 189cm wzrostu i ważył 95kg. Był nazywany „nieustraszonym Władziem”.           W latach 1958-67 był rozgrywany turniej przedolimpijski „Trybuny Ludu” i PZB którego celem było wyłonienie najlepszych zawodników do kadry olimpijskiej. Po jego zakończeniu Jerzy Zmarzlik w Przeglądzie Sportowym tak skomentował walkę Jędrzejewskiego w pierwszym turnieju: „Jędrzejewski, którego już powoli chciano wycofać z rozważań o reprezentacji zrobił chyba największą niespodziankę. Walczył jak lew. To jest chyba nasz pierwszy od wielu lat bokser wagi ciężkiej, który nie załamuje się przy zainkasowaniu pierwszego silnego ciosu, ma lwie serce i niespotykaną ambicję.”         Władysław Leśniak prezes KS „Włókniarz” Zawiercie tak opowiada historię rozpoczęcia kariery bokserskiej Władysława. „Wspomina, że trener Czesław Skałecki i pozostali działacze sekcji usilnie poszukiwali w Zawierciu jak i w pobliskich miejscowościach zawodnika wagi ciężkiej. Drużyna była dość silna, ale w wadze ciężkiej przeciwnik otrzymywał punkty walkowerem gdyż nie było zawodnika  w tej kategorii. Styczeń 1954r. Zima była dość ostra. Na placu fabrycznym Zawierciańskich Przemysłu Bawełnianego ruch jak zawsze. Ludzie samochody, ciągniki, wagony kolejowe. Równolegle z szynami bocznicy kolejowej jechał ciągnik z przyczepą. Niczym nie różnił się od innych. Kierowca widząc grupkę idących naprzeciw ludzi lekko przyhamował i zjechał na bok. Tylne koło ciągnika wpadło w przerębel. Traktorzysta zszedł ociężale z maszyny, schylił swą czarną rozwichrzoną czuprynę, chwycił za koło, uniósł do góry tył pojazdu, nadrzucił i… pojechał dalej. Ludzie przystanęli. Kto to jest? Jędrzejowski czy Jędrzejewski odpowiedział inny, zresztą to nie ma znaczenia. Dla dwóch ludzi z tej grupy, członka zarządu Władysława Wodzyńskiego i prezesa klubu Włodzimierza Czecha ten epizod miał jednak wielkie znaczenie. Po kilku minutach odnaleźli traktorzystę i nawiązali z nim rozmowę: -Czy zechciałbyś boksować w naszym klubie? – W jakim klubie? Wzruszył ramionami umorusany traktorzysta zapinając kufajkę. – W naszym klubie sportowym „Włókniarz”. –Na razie walić będziesz pięścią w skórzaną gruszkę, potem w worek, a później zobaczymy. Jak zostaniesz bokserem wyjeżdżać będziesz na zawody i dostaniesz co miesiąc żywnościową paczkę. –Mogę spróbować… Tego samego dnia wieczorem trener Skałecki ucieszył się niezmiernie kiedy na salę gimnastyczną przy ul. 11-go Listopada wprowadzono potężnie zbudowanego młodzieńca. Szkoleniowiec uprzedzony wcześniej zagadnął: -kolega Jędrzejewski? I wyciągnął dłoń na powitanie. Przybył skinął głową, podał rękę i po kilku minutach był już wśród ćwiczących. Wyróżniał się nie tylko sylwetką ale i ubiorem. Gospodarz klubu Józef Sękalski przewrócił „do góry nogami” cały magazyn i nie znalazł dla nowo przybyłego ani spodenek ani koszulki nie mówiąc już o trampkach. Wszystko było za małe co najmniej o dwa numery. Musiał więc Władzio swój pierwszy trening przeprowadzić boso, bez koszulki i… we własnych kalesonach. Nie to było najważniejsze. Stokroć radośniejszy dla młodej sekcji był fakt, że jest wreszcie w ich szeregach „ciężki”. Zresztą od pierwszego treningu pozyskał ogólną sympatię. Na stałe dla Jędrzejewskiego pracowite dni nauki nieznanej mu dotąd sztuki pięściarskiej. Fakt, że wychowywał się bez rodziców w ciężkich warunkach nie był dla działaczy „Włókniarza” obojętne-pomagali mu jak mogli, aby tak rzadki uśmiech na jego twarzy pojawiał się jak najczęściej. Jędrzejewski odwzajemniał się systematycznością i sumiennością na treningach. Ze zdwojoną energią przystąpił do pracy na jednym z oddziałów produkcyjnych, zaczął się z zapałem uczyć, odrabiając zaległości ze szkoły podstawowej.”              W innym miejscu Władysław Leśniak pisze: „ 4 marca 1956r Jędrzejewski zdobył tytuł mistrza Śląska, by następnie na Mistrzostwach Polski przegrać brązowy medal po wyrównanej walce z reprezentantem kraju Kumorkiem. Po tej walce trafił do notesu pierwszego trenera Polski Feliksa Stamma. Sprawozdawca sportowy Jan Ciszewski zaprosił Jędrzejewskiego oraz prezesa Czecha do katowickiej rozgłośni by przeprowadzić wywiad. Działacze klubu orzekli, że mistrz nie może stawić się przed mikrofonem Polskiego Radia w takim płaszczu jaki posiadał. Zaopatrzeniowcy ZZPB spenetrowali wszystkie sklepy odzieżowe Zawiercia i okolic i na figurę pięściarza nic nie znaleźli. Dyrektor zakładu Stefan Sukiennik wydał decyzję: Zakładowe szwaczki i krawcowe przez wieczór i noc mają uszyć płaszcz. Uszyły! Tuż przed wyjazdem gdy Jędrzejewski przymierzał nowo uszyty płaszcz, a działacze oglądali jak się prezentuje, ten podniósł ręce do góry i… pękło pod pachami. Dziurę szybko zaszyto a prezes prosił jedynie- „Władzio nie ruszaj rękami i żadnych zbędnych ruchów tułowiem”. Niespodzianki z płaszczem już nie było, ale mistrz ringu był pod takim wrażeniem, że powtarzał niekiedy po kilka razy wypowiedziane wyrazy- ta praca w hali i na zawodach daje owoce, owoce, owoce, owoce sukcesu. Tym razem pomógł redaktor Ciszewski - nie martw się przyjacielu wytniemy z taśmy trzy owoce i zostanie jeden. Tak też się stało. Sekretariat klubu przy ul. 11 Listopada był za mały by pomieścić wszystkich, którzy chcieli wspólnie wysłuchać wieczornej audycji „Przy muzyce o sporcie” poświęconej najpopularniejszemu mieszkańcowi Zawiercia. Władysław Jędrzejewski przerastał swoimi umiejętnościami zawodników, z którymi walczył na co dzień w klasie „A”. Bardziej zadziornych nokautował, a ponieważ był łagodnego usposobienia pomagał czasem wynieść pokonanego przed czasem zawodnika. Niekiedy przeciwników oszczędzał w następstwie czego otrzymywał upomnienie od sędziego za markowanie walki. Często też wysłuchiwał trzech uderzeń gongu ponieważ rywale nie bardzo kwapili się do walki z zawodnikiem, o którym było już głośno w światku bokserskim.”            Na pewno takich opowieści o „nieustraszonym Władku” jest tyle, ilu jest ludzi, którzy Go znali i z Nim przebywali. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to - by pamiętać, że w Zawierciu mieliśmy kiedyś olimpijczyka   Władysława Jędrzejewskiego.

Tekst i foto Jagoda i Sławomir Gębkowie.

Jeżeli posiadacie państwo jakieś ciekawe fotografie prosimy o kontakt pod adresem: jaslaz@poczta.onet.pl

Władysław Jędrzejewski przed swoim zakładem pracy (Zawierciańskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego)
Władysław Jędrzejewski przed swoim zakładem pracy (Zawierciańskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego)
Władysław Jędrzejewski przed swoim zakładem pracy (Zawierciańskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego)

|   Do góry   |   Strona główna   |

Centrum Inicjatyw Lokalnychwww.cil.org.pl

Newsletter

ALPANET - Polskie Systemy Internetowe