Strona główna » Opowiadania » Ewelina Bednarz: Moje dawne Zawiercie (lata 90-te XX w.).
Tak, to bÄ™dzie dawne Zawiercie, moje dawne Zawiercie, może niezbyt stare, ale moje – 22-letnie Zawiercie; to moja maÅ‚a, zakurzona ojczyzna, bo nie zawsze siÄ™ o niej pamiÄ™ta w ten wyjÄ…tkowy sposób, na który zasÅ‚uguje.
PamiÄ™tam dawne ulice, budynki, Å›cieżki zabaw i nigdy nieodkryte, zakazane przez dorosÅ‚ych terytoria, których dziÅ› już nie ma. CzujÄ™ zapachy z dzieciÅ„stwa, widzÄ™ przyjacióÅ‚, zamazane w pamiÄ™ci plamy maÅ‚ych, kolorowych istotek biegajÄ…cych po Å›wieżo skoszonej trawie i kryjÄ…cych siÄ™ w niezagospodarowanych miejscach, gdzie przebijajÄ… siÄ™ gÄ™ste zaroÅ›la.
PamiÄ™tam dużo. Mam wiele zdjęć nie tylko na papierze, ale zarejestrowanych gÅ‚Ä™boko za powiekami moich zielonych, zawierciaÅ„skich oczu, które najczęściej pokazujÄ… 3 obsypane kamieniami, „blanowskie” wieżowce.
PrzyszÅ‚am na Å›wiat 20 marca 1987 roku. Podobno nie sprawiaÅ‚am zbyt dużo problemów, tak wiÄ™c już po kilku dniach mogÅ‚am opuÅ›cić mury zawierciaÅ„skiej placówki sÅ‚użby zdrowia mieszczÄ…cej tak jak dziÅ› na ulicy Miodowej. Wraz z mamÄ…, tatÄ… i starszÄ… o 2 lata siostrÄ… zamieszkaÅ‚am u dziadków w Pilicy, których do dziÅ› tytuÅ‚ujÄ™ „babciÄ… i dziadkiem z Pilicy”- rodziców mojej mamy, aby odróżnić babciÄ™ i dziadka od strony taty, którzy mieszkajÄ… w Kluczborku, który kiedyÅ› wydawaÅ‚ mi siÄ™ odlegÅ‚Ä… krainÄ…, do której jechaÅ‚o siÄ™ tak dÅ‚ugo, że trzeba byÅ‚o robić liczne przystanki i można siÄ™ byÅ‚o wyspać w objÄ™ciach wszechobecnego warkotu silnika naszego czerwonego fiata 125p.
Do Pilicy czujÄ™ sentyment po dziÅ› dzieÅ„ i zawsze wracam tam myÅ›lami, aby przywoÅ‚ać miÅ‚e, dzieciÄ™ce, rodzinne chwile, peÅ‚ne zabawy, smaku firmowych lodów pana Toborowicza, które konsumowaÅ‚a w niedzielne, zarówno przed- jak i popoÅ‚udnia, zjeżdżajÄ…ca siÄ™ zewszÄ…d rodzina; barszczu pani Smokowej, zawziÄ™tej rywalizacji piÅ‚karzy grajÄ…cych na poroÅ›niÄ™tym trawÄ… boisku, niekoÅ„czÄ…cych siÄ™ historii o zamku, czy spacerów na górkÄ™ w czasie odpustów. I choć zaraz miaÅ‚am stać siÄ™ zawierciankÄ… z krwi i koÅ›ci, zawsze bÄ™dÄ™ traktować to miejsce jak mój drugi dom, bo dopóki żyli moi dziadkowie, spÄ™dzaÅ‚am tam każdÄ… wolnÄ… chwilÄ™.
Po kilku latach staraÅ„ moi rodzice wprowadzili siÄ™ na parter wieżowca mieszczÄ…cego siÄ™ na dawnej ulicy WaryÅ„skiego, dzisiejszej ulicy Blanowskiej. MiaÅ‚am wtedy 2 latka i gdy patrzÄ™ na siebie, ubranÄ… w jeansowÄ… spódniczkÄ™ i jasnÄ… bluzeczkÄ™, to pomimo tego, że byÅ‚am dosyć pokaźnych rozmiarów i wyglÄ…daÅ‚am nad wyraz Å›miesznie, to dziÅ› na mojej twarzy maluje siÄ™ uÅ›miech spowodowany jednak innym wspomnieniem – pierwszej wyprawy do spożywczaka, na którego tle pozowaÅ‚am do mojego zapewne pierwszego zdjÄ™cia z zawierciaÅ„skiego portfolio.
Wszystkie dzieciaki miaÅ‚y pozwolenie chodzenia po najpotrzebniejsze dla mamy rzeczy, których dziwnym trafem zabrakÅ‚o podczas gotowania obiadu. Mówiono wtedy: „Idź do Halaby i kup…”. Tak przyjęło siÄ™ u nas mówić, bo wÅ‚aÅ›ciciele sklepu to rodzina paÅ„stwa Halabów. Mnie najbardziej kojarzy siÄ™ z nim zapach kiszonej kapusty i brÄ…zowe deski, bo mama czÄ™sto kupowaÅ‚a tam kapustÄ™ na bigos – podobno w tym maÅ‚ym drewnianym sklepiku mieli najlepszÄ…. Sklep stopniowo rozbudowywano, a dziÅ› należy już do kogo innego. ZresztÄ… panorama z mojego zdjÄ™cia też wyglÄ…da już zupeÅ‚nie inaczej. Mamy sklepy monopolowe, a naprzeciw salon SPA. I jedynym plusem jest to, że pewnie już żadne dziecko nie boi siÄ™ iść dalej, bo zrobiÅ‚o siÄ™ tam bardzo przyjemnie. PamiÄ™tam, że mnie na myÅ›l o zapuszczenie siÄ™ dalej niż do pani Halabowej, przeszywaÅ‚ zimny dreszcz, bo wiedziaÅ‚am jak każda mama reagowaÅ‚a, gdy te rejony odwiedzali tatusiowie. ZnajdowaÅ‚ siÄ™ tam bowiem bar, mówiono, że panowie poszli „do Ciosa”, a raczej znikali na dÅ‚ugie godziny, aby radosnym Å›piewem na klatce zaznaczyć później swój powrót. TakÄ… integracjÄ™ miÄ™dzy pÅ‚ciami najbardziej daÅ‚o siÄ™ zauważyć latem, szczególnie dla nas – dzieci, kiedy bawiliÅ›my siÄ™ w piaskownicy „z boku bloku”, a mamy zajmowaÅ‚y dogodne lokalizacje na Å‚awkach, aby wypatrywać mężów.
Gdy bawiliÅ›my siÄ™ sami, szczególnie w wakacje, przenosiliÅ›my siÄ™ na drugÄ… stronÄ™ osiedla, gdzie obecnie wybudowano Nowy OSIR. Dla nas byÅ‚o to miejsce, gdzie można byÅ‚o skutecznie ukryć siÄ™, gdy bawiliÅ›my siÄ™ w chowanego lub w podchody. Chociaż czasami niejednemu z nas oberwaÅ‚o siÄ™ za wchodzenie do „doÅ‚u”, gdzie oprócz piasku byÅ‚o też peÅ‚no drutów, brudów, szkÅ‚a i innych możliwych Å›mieci. Oprócz doÅ‚u potężnych rozmiarów, obok którego przechodziÅ‚o siÄ™ w drodze do szkoÅ‚y i przede wszystkim zjeżdżaÅ‚o zimÄ… na nartach, byÅ‚a tam stara piekarnia, o której starsi koledzy opowiadali zÅ‚e rzeczy. A my, mniejsi, skutecznie w to siÄ™ zagÅ‚Ä™bialiÅ›my i szczerze wierzyliÅ›my, szczególnie, gdy podglÄ…dnÄ™liÅ›my jakiegoÅ› drzemajÄ…cego pijaczka, czy dużych chÅ‚opaków palÄ…cych papierosy.
Nasza szkoła nie była kiedyś tak ładna jak teraz, ale i tak ją lubiliśmy. Ja na pewno za to, że była tak blisko, że na 20 minutowej przerwie mogłam przyjść do domu zjeść obiad. Skakało się wtedy przez płot i biegło ile sił w nogach, żeby nikt mnie nie zauważył. To były naprawdę piękne szkolne czasy.
Z okolicami, w których mieszkam kojarzy mi siÄ™ też moja pierwsza wygrana w konkursie. I jak na prawdziwego dzieciaka przystaÅ‚o, byÅ‚ to wór sÅ‚odyczy. Z perspektywy czasu żaÅ‚ujÄ™, że nie wygraÅ‚am wtedy telewizora, ale pamiÄ™tam wtedy mojÄ… radość i dumÄ™, gdy wkroczyÅ‚am do domu z wygranÄ… ze sklepu „Agata”, czy już wtedy „Kompleks”. Konkurs polegaÅ‚ na tym, że każdej soboty losowano nagrody wÅ›ród paragonów przekraczajÄ…cych sumÄ™ dawnych 30tysiÄ™cy, czyli dzisiejszych 30 zÅ‚. PamiÄ™tam te tÅ‚umy ludzi schodzÄ…cych siÄ™ przed pawilonem zaraz po bajce Walta Disneya, pewnie „Alladynie”, albo „Pocahontas”.
Z pobliskich sÅ‚odkoÅ›ci pamiÄ™tam jeszcze rurki z kremem, które można byÅ‚o kupić po drodze na Rudniki. ByÅ‚y przepyszne…
Nie sposób nie wspomnieć o mieszczÄ…cym siÄ™ nieopodal „ryneczku”, który dawniej podobaÅ‚ mi siÄ™ o wiele bardziej. Nie byÅ‚o tam tak duszno jak jest teraz, chociaż na pewno mniej wygodnie. Szczególnie w deszczowe dni, gdyż dawniej można byÅ‚o zostać stratowanym w tÅ‚umie przepychajÄ…cych siÄ™ dorosÅ‚ych. Ale dawniej to miejsce kojarzyÅ‚o mi siÄ™ milej niż teraz, nie byÅ‚o takie obce i surowe. Podobnie jest z niedzielnÄ… „gieÅ‚dÄ…” pÄ™czniejÄ…cÄ… w promocje rzeczy niewiadomego pochodzenia…
Zawiercie w moich oczach zmienia siÄ™ ciÄ…gle, zależy od pory roku, dnia, mojego humoru, czy czasu nieobecnoÅ›ci w mieÅ›cie. Gdy wyszÅ‚am wczoraj na spacer i spojrzaÅ‚am na drzewo spod którego zawsze zbieraÅ‚am spadajÄ…ce żoÅ‚Ä™dzie, nie żaÅ‚owaÅ‚am, że tu jestem, nie żaÅ‚owaÅ‚am, że coÅ› starego ciÄ…gle tu jest. Z drugiej strony ciÄ…gle chcemy ulepszeÅ„, nowoÅ›ci, wygody, bo i zmiany sÄ… dobre. Pewnie przypomnÄ™ to sobie, gdy ciężko bÄ™dzie mi siÄ™ żegnać z tym miejscem, gdy przyjdzie czas na wyruszenie w Å›wiat na jeszcze mÅ‚odzieÅ„cze, ale już postudenckie poszukiwanie czegoÅ› wiÄ™cej.
Za dawne czasy wypijmy kieliszek wina.
Aż w sercach zrobi siÄ™ żal…
W objęciach deszczu łapmy wspomnienia
I pozwólmy im dalej trwać!
Eeee… nie warto! – powie starszy pan.
Rodzice już dawno pomarli,
Cierpienie odeszÅ‚o w dal…
I nam zostaÅ‚o pomarzyć… o?
Ewentualnej zmianie dat…
Ewelina Bednarz
| Do góry | Strona główna |